- Jakim cudem do tego doszło?!
-
Nie wiem.
- Mówiłaś, że nie będzie się przemieniać!
-
Wiem.
- Dlaczego zrobiła to dopiero teraz?! Dlaczego nie zaczęła
przemieniać się od razu po wypadku?!
- Nie wiem.
- Czy tak
powinny wyglądać oczy zdrowego wilka?!
- Nie wiem.
- Czy ty w
ogóle cokolwiek wiesz?! - Jo poczuła mocne szarpnięcie, przez
które uderzyła głową o coś twardego. Syknęła odruchowo,
pocierając obolałe miejsce.
- Przestań panikować! Zaraz nas
zabijesz!
- Może to i lepiej! Z nią jest coś nie tak, tylko
pozbyłybyśmy się problemu! - W końcu udało jej się rozpoznać
jeden z głosów. Jeszcze nigdy nie słyszała go w takiej tonacji,
ale była przekonana, że należy on do Margaret. Staruszka brzmiała,
jakby coś porządnie wytrąciło ją z równowagi.
- Patrz na
drogę, to już niedaleko. - Syknął drugi głos, a zaraz poczuła,
że ktoś głaszcze ją po włosach. - Alex nam pomoże.
Podskoczyła
gwałtownie, rozglądając się dookoła przerażonym wzrokiem.
Wcisnęła się jak najbardziej do kąta, gotowa uciekać. Gdy tylko
zorientowała się, że jest w aucie, spanikowana chwyciła za
klamkę, byleby tylko się z niego wydostać.
- Jo, spokojnie, nic
ci nie grozi. - Krótkowłosa dziewczyna, którą widziała kiedyś w
sklepie, siedziała teraz obok niej w samochodzie i próbowała znów
jej dotknąć. Lugo odruchowo warknęła niczym dzikie zwierzę,
jednak powstrzymała się od kłapnięcia zębami.
- Warknij
jeszcze raz na moją wnuczkę, a ci przyłożę! - Syknęła na nią
pani Brown zza kierownicy, po drodze wygrażając jej palcem. - Wiem,
że nie pamiętasz, ale Nina to twoja przyjaciółka! - Zdumiona
uniosła brwi, spoglądając na obie nieufnie. Nina? Z jednej strony
to imię brzmiało znajomo, ale z drugiej...
- Skoro byłyśmy
przyjaciółkami, dlaczego pokazujesz się dopiero teraz? - Zapytała
Josephine zachrypniętym głosem. Skrzywiła się na jego brzmienie,
próbując odchrząknąć.
- Nina, czas powiedzieć prawdę.
-
Dobrze. - Dziewczyna westchnęła ciężko, poprawiając się na
miejscu obok niej. - Znałyśmy się od dziecka. Przyjaźniliśmy się
razem – ty, ja i mój brat, Alex. Chodziliśmy razem do liceum, na
imprezy, do kina, byliśmy nierozłączni. - Mówiła z szerokim
uśmiechem. - Mam przy sobie nasze wspólne zdjęcia. - Nina
pogrzebała w czarnej torbie i wepchnęła jej do ręki mnóstwo
fotografii, na których znajdowały się dwie dziewczyny i jeden
chłopak. Jedna z nich do złudzenia przypominała Josephine, jednak
różniły je oczy. - Jeszcze wtedy wyglądałam normalnie. - Z
zakłopotanym wyrazem twarzy, Nina wskazała na dziewczynę o jasnych
i długich, blond włosach, zaraz poważniejąc. - Po wypadku byłaś
w strasznym stanie, lekarze nie wierzyli, że mogłaś przeżyć coś
takiego. Razem ustaliliśmy, że łatwiej będzie, jeśli trafisz do
naszej babci, do obcego otoczenia, a my zaczniemy pojawiać się w
twoim życiu dopiero wtedy, kiedy wydobrzejesz psychicznie i
fizycznie. Baliśmy się, że widok twarzy, które znałaś przed
wypadkiem, może pogorszyć twój stan zdrowotny. Nie chcieliśmy, by
znów stała ci się jakaś krzywda. - I wtedy zobaczyła łzy w
oczach kobiety o krótkich włosach. Pociągnęła nosem, a następnie
przytuliła Jo, ściskając ją niezwykle mocno. - Przepraszam, już
nigdy cię nie zostawię. - Szepnęła jej do ucha. Lugo natychmiast
poczuła się, jakby odebrano jej możliwość do oddychania i całą
przestrzeń, więc ostrożnie uwolniła się. Nie wiedziała, co ma
myśleć o tym wszystkim. Czy powinna płakać, czy się cieszyć,
czy może uciekać? Nie potrafiła przypomnieć sobie niczego sprzed
wypadku, a tym samym, nie potrafiła ocenić prawdomówności swojej
rozmówczyni. Nie chciała jej ufać. Natomiast z drugiej strony nie
widziała powodu, dla którego Nina miałaby kłamać. Nie wyglądała
na złą osobę, zdawała się podchodzić emocjonalnie do całej
sytuacji, ale czy warto ryzykować?
- Gdzie jedziemy? - Zapytała
szybko, gdy tylko zauważyła, że wjeżdżają do lasu, gdzie nie
było nikogo poza nimi. Czy zamierzają zamknąć ją w psychiatryku,
tak jak obiecywała pani Brown? Panika i adrenalina szybko wskoczyły
w jej organizm, wybijając ją z rytmu. Złapała za klamkę od
drzwi, ale ta nawet nie drgnęła.
- Uspokój się, Jo. - Rzuciła
Margaret, zerkając na nią w lusterku. - Jedziemy do kogoś, kto
będzie potrafił zaopiekować się tobą lepiej niż my. Do kogoś,
kto pokaże ci, jak powinnaś radzić sobie ze swoimi nowymi
problemami.
- Nie możecie zamknąć mnie w psychiatryku! -
Josephine wściekła się i zaczęła ciągnąć mocniej.
- Nikt
nie zamierza cię tam zabrać. - Poczuła rękę Niny na ramieniu,
która chyba chciała dodać jej otuchy, a przyczyniła się do tego,
że Jo w panice wyrwała klamkę. Zaskoczona wbiła wzrok w swoje
dłonie i przyłożyła zniszczony przedmiot na swoje miejsce.
Niestety, nie udało jej się zamaskować tego, co zrobiła. Klamka
nie trzymała się już. Z nadmiaru emocji i problemów zachciało
jej się płakać.
- Jo, oddychaj, nikt nie zamierza cię nigdzie
zamknąć. - Kontynuowała Nina, ignorując temat owej nieszczęsnej
klamki. Lugo czuła, że Margaret z trudem powstrzymuje się od
wrzasku. Czuła, jakim spojrzeniem ją obdarza. - Zabieramy cię do
znajomych, którzy wiedzą, jak przejść przez sytuację, w której
jesteś.
- Muszę wysiąść. Pooddychać świeżym powietrzem. -
Sapnęła, przytulając się do drzwi od auta. Kobiety wymieniły ze
sobą porozumiewawcze spojrzenia i po chwili auto się zatrzymało.
Nina wysiadła od swojej strony, dzięki czemu Jo mogła szybko
wymknąć się z tej zamkniętej przestrzeni. Były głęboko w
lesie. Jedyna droga, jaka się tu znajdowała, była posypana żwirem,
który trzeszczał nerwowo pod stopami.
- Zaraz wrócę, muszę
się przejść. - Oznajmiła Lugo, zerkając badawczo na swoje
towarzyszki. Margaret widocznie chciała coś powiedzieć, ale jej
wnuczka uciszyła ją jednym gestem. Josephine natychmiast ruszyła w
kierunku zarośli, robiąc przy tym głębokie wdechy i wydechy.
Krocząc w lesie, zorientowała się, że ma na sobie zupełnie
przypadkowy zestaw ubrań, których nie miała na sobie poprzedniego
wieczoru. Ale, czy na pewno był to poprzedni wieczór? Nie miała
pojęcia, ile czasu minęło od ostatnich wydarzeń, które udało
jej się zapamiętać. Był to deszczowy i zachmurzony dzień, więc
nie potrafiła określić, na jaką jego część trafiła.
Westchnęła ciężko, kiedy jej stopy zostały zmoczone przez krople
deszczu pozostałe na trawie, bo jej sandały nie były zbyt dobre na
taką pogodę. Trudno, jakoś to przeżyje.
Po kilku krokach
udało jej się dotrzeć do spadu, gdzie ziemia osunęła się, by
pozwolić ukształtować się niewielkiej rzeczce. Zatrzymała się
na skraju i ze spokojem napawała się ciszą oraz dźwiękom natury.
Dzięki temu nagle wyzbyła się namolnych myśli i całej tej
sytuacji, w której się znalazła. Otulona przez letni, leniwy
deszcz i kołysana przez szum wody, łapała powietrze pełną
piersią i pozbywała napięcia z całego ciała. Nawet nie zdawała
sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowała, by...
- Zgubiłaś
się? - Męski, niespodziewany głos rozległ się tuż obok jej
ucha, niszcząc cały spokój, który udało jej się zbudować. W
panice odskoczyła do przodu, mimowolnie rzucając chłopakowi wzrok
mordercy, by uświadomić mu, co zrobił. Niestety, nie zorientowała
się, że jej sandały nie utrzymają jej na śliskim podłożu, a
impet, z jakim odskoczyła, tylko nadał jej prędkości.
Zatrzepotała rękoma, jakby to miało jakoś jej pomóc, a
nieznajomy rzucił się na ratunek, ale jedyne, co udało mu się
złapać, to powietrze. Jo zsunęła się ze spadu z prędkością
światła, przy okazji tracąc równowagę i upadając na prawy bok.
Ryła nim w błocie, dopóki jej stopy nie zatrzymały się w wodzie.
Sfrustrowana, przemoczona i pobrudzona, złapała w dłoń błoto,
formując z niej kulkę. Nieznajomy ostrożnie schodził w jej
kierunku, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. To przechyliło
szalę. Lugo cisnęła w niego błotną kulą, trafiając w sam
środek czoła mężczyzny.
- Głupi jesteś czy co?! - Fuknęła
na niego, a w zamian, on ryknął śmiechem.
Nie, nie był głupi.
Facet był wyraźnie upośledzony!