sobota, 25 marca 2017

Rozdział 4

1 komentarz
- Jakim cudem do tego doszło?!
- Nie wiem.
- Mówiłaś, że nie będzie się przemieniać!
- Wiem.
- Dlaczego zrobiła to dopiero teraz?! Dlaczego nie zaczęła przemieniać się od razu po wypadku?!
- Nie wiem.
- Czy tak powinny wyglądać oczy zdrowego wilka?!
- Nie wiem.
- Czy ty w ogóle cokolwiek wiesz?! - Jo poczuła mocne szarpnięcie, przez które uderzyła głową o coś twardego. Syknęła odruchowo, pocierając obolałe miejsce.
- Przestań panikować! Zaraz nas zabijesz! 
- Może to i lepiej! Z nią jest coś nie tak, tylko pozbyłybyśmy się problemu! - W końcu udało jej się rozpoznać jeden z głosów. Jeszcze nigdy nie słyszała go w takiej tonacji, ale była przekonana, że należy on do Margaret. Staruszka brzmiała, jakby coś porządnie wytrąciło ją z równowagi.
- Patrz na drogę, to już niedaleko. - Syknął drugi głos, a zaraz poczuła, że ktoś głaszcze ją po włosach. - Alex nam pomoże.
Podskoczyła gwałtownie, rozglądając się dookoła przerażonym wzrokiem. Wcisnęła się jak najbardziej do kąta, gotowa uciekać. Gdy tylko zorientowała się, że jest w aucie, spanikowana chwyciła za klamkę, byleby tylko się z niego wydostać.
- Jo, spokojnie, nic ci nie grozi. - Krótkowłosa dziewczyna, którą widziała kiedyś w sklepie, siedziała teraz obok niej w samochodzie i próbowała znów jej dotknąć. Lugo odruchowo warknęła niczym dzikie zwierzę, jednak powstrzymała się od kłapnięcia zębami.
- Warknij jeszcze raz na moją wnuczkę, a ci przyłożę! - Syknęła na nią pani Brown zza kierownicy, po drodze wygrażając jej palcem. - Wiem, że nie pamiętasz, ale Nina to twoja przyjaciółka! - Zdumiona uniosła brwi, spoglądając na obie nieufnie. Nina? Z jednej strony to imię brzmiało znajomo, ale z drugiej...
- Skoro byłyśmy przyjaciółkami, dlaczego pokazujesz się dopiero teraz? - Zapytała Josephine zachrypniętym głosem. Skrzywiła się na jego brzmienie, próbując odchrząknąć. 
- Nina, czas powiedzieć prawdę.
- Dobrze. - Dziewczyna westchnęła ciężko, poprawiając się na miejscu obok niej. - Znałyśmy się od dziecka. Przyjaźniliśmy się razem – ty, ja i mój brat, Alex. Chodziliśmy razem do liceum, na imprezy, do kina, byliśmy nierozłączni. - Mówiła z szerokim uśmiechem. - Mam przy sobie nasze wspólne zdjęcia. - Nina pogrzebała w czarnej torbie i wepchnęła jej do ręki mnóstwo fotografii, na których znajdowały się dwie dziewczyny i jeden chłopak. Jedna z nich do złudzenia przypominała Josephine, jednak różniły je oczy. - Jeszcze wtedy wyglądałam normalnie. - Z zakłopotanym wyrazem twarzy, Nina wskazała na dziewczynę o jasnych i długich, blond włosach, zaraz poważniejąc. - Po wypadku byłaś w strasznym stanie, lekarze nie wierzyli, że mogłaś przeżyć coś takiego. Razem ustaliliśmy, że łatwiej będzie, jeśli trafisz do naszej babci, do obcego otoczenia, a my zaczniemy pojawiać się w twoim życiu dopiero wtedy, kiedy wydobrzejesz psychicznie i fizycznie. Baliśmy się, że widok twarzy, które znałaś przed wypadkiem, może pogorszyć twój stan zdrowotny. Nie chcieliśmy, by znów stała ci się jakaś krzywda. - I wtedy zobaczyła łzy w oczach kobiety o krótkich włosach. Pociągnęła nosem, a następnie przytuliła Jo, ściskając ją niezwykle mocno. - Przepraszam, już nigdy cię nie zostawię. - Szepnęła jej do ucha. Lugo natychmiast poczuła się, jakby odebrano jej możliwość do oddychania i całą przestrzeń, więc ostrożnie uwolniła się. Nie wiedziała, co ma myśleć o tym wszystkim. Czy powinna płakać, czy się cieszyć, czy może uciekać? Nie potrafiła przypomnieć sobie niczego sprzed wypadku, a tym samym, nie potrafiła ocenić prawdomówności swojej rozmówczyni. Nie chciała jej ufać. Natomiast z drugiej strony nie widziała powodu, dla którego Nina miałaby kłamać. Nie wyglądała na złą osobę, zdawała się podchodzić emocjonalnie do całej sytuacji, ale czy warto ryzykować?
- Gdzie jedziemy? - Zapytała szybko, gdy tylko zauważyła, że wjeżdżają do lasu, gdzie nie było nikogo poza nimi. Czy zamierzają zamknąć ją w psychiatryku, tak jak obiecywała pani Brown? Panika i adrenalina szybko wskoczyły w jej organizm, wybijając ją z rytmu. Złapała za klamkę od drzwi, ale ta nawet nie drgnęła.
- Uspokój się, Jo. - Rzuciła Margaret, zerkając na nią w lusterku. - Jedziemy do kogoś, kto będzie potrafił zaopiekować się tobą lepiej niż my. Do kogoś, kto pokaże ci, jak powinnaś radzić sobie ze swoimi nowymi problemami. 
- Nie możecie zamknąć mnie w psychiatryku! - Josephine wściekła się i zaczęła ciągnąć mocniej.
- Nikt nie zamierza cię tam zabrać. - Poczuła rękę Niny na ramieniu, która chyba chciała dodać jej otuchy, a przyczyniła się do tego, że Jo w panice wyrwała klamkę. Zaskoczona wbiła wzrok w swoje dłonie i przyłożyła zniszczony przedmiot na swoje miejsce. Niestety, nie udało jej się zamaskować tego, co zrobiła. Klamka nie trzymała się już. Z nadmiaru emocji i problemów zachciało jej się płakać.
- Jo, oddychaj, nikt nie zamierza cię nigdzie zamknąć. - Kontynuowała Nina, ignorując temat owej nieszczęsnej klamki. Lugo czuła, że Margaret z trudem powstrzymuje się od wrzasku. Czuła, jakim spojrzeniem ją obdarza. - Zabieramy cię do znajomych, którzy wiedzą, jak przejść przez sytuację, w której jesteś.
- Muszę wysiąść. Pooddychać świeżym powietrzem. - Sapnęła, przytulając się do drzwi od auta. Kobiety wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i po chwili auto się zatrzymało. Nina wysiadła od swojej strony, dzięki czemu Jo mogła szybko wymknąć się z tej zamkniętej przestrzeni. Były głęboko w lesie. Jedyna droga, jaka się tu znajdowała, była posypana żwirem, który trzeszczał nerwowo pod stopami. 
- Zaraz wrócę, muszę się przejść. - Oznajmiła Lugo, zerkając badawczo na swoje towarzyszki. Margaret widocznie chciała coś powiedzieć, ale jej wnuczka uciszyła ją jednym gestem. Josephine natychmiast ruszyła w kierunku zarośli, robiąc przy tym głębokie wdechy i wydechy. Krocząc w lesie, zorientowała się, że ma na sobie zupełnie przypadkowy zestaw ubrań, których nie miała na sobie poprzedniego wieczoru. Ale, czy na pewno był to poprzedni wieczór? Nie miała pojęcia, ile czasu minęło od ostatnich wydarzeń, które udało jej się zapamiętać. Był to deszczowy i zachmurzony dzień, więc nie potrafiła określić, na jaką jego część trafiła. Westchnęła ciężko, kiedy jej stopy zostały zmoczone przez krople deszczu pozostałe na trawie, bo jej sandały nie były zbyt dobre na taką pogodę. Trudno, jakoś to przeżyje.
   Po kilku krokach udało jej się dotrzeć do spadu, gdzie ziemia osunęła się, by pozwolić ukształtować się niewielkiej rzeczce. Zatrzymała się na skraju i ze spokojem napawała się ciszą oraz dźwiękom natury. Dzięki temu nagle wyzbyła się namolnych myśli i całej tej sytuacji, w której się znalazła. Otulona przez letni, leniwy deszcz i kołysana przez szum wody, łapała powietrze pełną piersią i pozbywała napięcia z całego ciała. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowała, by...
- Zgubiłaś się? - Męski, niespodziewany głos rozległ się tuż obok jej ucha, niszcząc cały spokój, który udało jej się zbudować. W panice odskoczyła do przodu, mimowolnie rzucając chłopakowi wzrok mordercy, by uświadomić mu, co zrobił. Niestety, nie zorientowała się, że jej sandały nie utrzymają jej na śliskim podłożu, a impet, z jakim odskoczyła, tylko nadał jej prędkości. Zatrzepotała rękoma, jakby to miało jakoś jej pomóc, a nieznajomy rzucił się na ratunek, ale jedyne, co udało mu się złapać, to powietrze. Jo zsunęła się ze spadu z prędkością światła, przy okazji tracąc równowagę i upadając na prawy bok. Ryła nim w błocie, dopóki jej stopy nie zatrzymały się w wodzie. Sfrustrowana, przemoczona i pobrudzona, złapała w dłoń błoto, formując z niej kulkę. Nieznajomy ostrożnie schodził w jej kierunku, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. To przechyliło szalę. Lugo cisnęła w niego błotną kulą, trafiając w sam środek czoła mężczyzny.
- Głupi jesteś czy co?! - Fuknęła na niego, a w zamian, on ryknął śmiechem.
Nie, nie był głupi. Facet był wyraźnie upośledzony!
Made by Schizma