piątek, 6 stycznia 2017

Prolog

     Obudziła się z dziwnym uczuciem, że musi coś zrobić. Że musi gdzieś dotrzeć. Teraz, zaraz. Schować się najlepiej, jak potrafi. Siedziały w niej ogromne pokłady rozpaczy, bólu i przerażenia. Zupełnie nagle adrenalina zaczynała skakać w jej żyłach, oddech przyśpieszał, a ona miała ochotę gryźć i drapać, bronić się przed nieznanym. I chociaż świat wirował przed jej oczami, przybierał dziwne kształty, miał obce twarze i zapachy, ona nie reagowała na to, zbyt przejęta własnymi emocjami. Wszystkie te bodźce, których nie rozpoznawała, doprowadzały ją powoli do szaleństwa. Zaczęła rozpaczliwie krzyczeć, a jej wrzask powoli zamieniał się w zwierzęce wycie. I wyła tak, chyba z nadzieją, że ktoś ją usłyszy. Ta jedna osoba, której nie potrafiła zdefiniować. Wyła tak, dopóki lekarze nie przywiązali jej do łóżka, dopóki nie podali jej leków uspokajających. Wtedy dopiero uświadomiła sobie, że ma w głowie pustkę. Przerażającą, ogromną pustkę, w której nie potrafiła nawet odnaleźć własnego imienia. Próżnię, która w męczarniach pochłaniała jej serce.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Made by Schizma